Costa de la Luz

Południowe rejony Hiszpanii to genialne miejsce na wakacje z dziećmi przez prawie okrągły rok 🧡 Costa de la Luz jest atlantyckim wybrzeżem rozciągającym się na odcinku ok. 300km od Gibraltaru aż do granicy z Portugalią. Urzekło mnie to miejsce okrutnie – swoją dziewiczością i tak widoczną już w pierwszym kontakcie odmiennością od znajdującej się tuż obok Costa del Sol. Dla spragnionych takiej dzikszej, prawdziwej Hiszpanii – koniecznie!

Hiszpańskie wybrzeże światła

Co widzisz przed oczami, gdy słyszysz hasło „wakacyjny klimat”? Długie, szerokie, piaszczyste plaże z żółciutkim piaskiem? Mnóstwo miejsca, przestrzeń, widoki po horyzont? Jeśli w takie meandry wędrują Twoje myśli, to Costa de la Luz jest idealnym miejscem na wakacje dla Ciebie! Tak właśnie wyglądają tutejsze plaże - Zahara, Barbate, Bolonia, Roche czy Barossa. A na nich przechadzające się konie (tak, konie!). Można wymieniać długo, a to tylko południowy fragment tego wybrzeża, od Kadyksu do Tarify. A jak tu mało ludzi! Bajka! Ogrom jest tu miejsca do zabawy z dziećmi na zadbanych plażach, a i kąpiele w rześkiej wodzie gwarantowane. Do tego dzika roślinność – niestety botaniczka ze mnie żadna, wybaczcie – z charakterystycznymi trawami tuż nad brzegiem oceanu, ale też monumentalnymi, soczyście zielonymi drzewami i krzewami (o przedziwnych kształtach) porastającymi cały pas wybrzeża. Twór jedynie (aż!) matki natury, a niczym wyrzeźbiony przez artystę.

Surferska wolność

Woda w oceanie jest lekko chłodniejsza niż w morzu, ale oczywiście dzieciom to nie jest straszne 😉 Ocean, do którego prowadzą tu drewniane pomosty niczym z pocztówek, nigdy nie przestanie mnie zachwycać – jego szum oraz piękny, głęboki, granatowy kolor, ale też siła żywiołu, która potrafi dosłownie zwalić z nóg. El Palmar to świetny surferski spot, gdzie czuje się tę wolność pośród ludzi z deskami, niezależnie od wieku mającymi wiatr we włosach i młodość wypisaną na twarzach. To miejsce na chill i relaks z barami nad samym oceanem, w lekko hippisowskim klimacie. Jeden z nich był tak świetny z tymi wszystkimi swoimi zdrowymi, różnorodnymi, lekkimi daniami na ciepło i zimno, że śmialiśmy się, iż abonament należał się nam jak przysłowiowa psu zupa 😉 Soki, smoothies, shake, kawy, kanapki, sałatki, bowls – wszystko obłędnie pyszne!

 
 

Vejer de la Frontera

Pueblos blancos to typowe białe miasteczka Andaluzji. Jednym z takich naprawdę olśniewających jest mniej znane Vejer de la Frontera - położone na wzgórzu, z przepięknym widokiem na pofałdowaną okolicę i bezmiar wody, raptem kilkanaście minut samochodem do oceanu ciekawą drogą przez bezdroża. Architektura miasteczka czyli głównie wąskie uliczki otoczone białymi domami, placami, palmami i zatopione w zieleni naprawdę chwyta za serce a spacery nieustannie w górę i w dół są po prostu niezapomniane. Bardzo charakterystyczne, tradycyjne domostwa to miejsca, gdzie warto chwilę pomieszkać, bo często mają jedyny w swoim rodzaju dziedziniec, patio i taras. Życie wieczorne też jest niezmiernie przyjemne. Tak dużo jest tu dobrych knajpek z pysznym jedzeniem, że codziennie można jeść w innej i zawsze znajdziemy inne znakomite lokalne specjały. Restauracje z widokiem o zachodzie słońca, zarówno te bardziej eleganckie, jak i te na większym luzie oferują pyszne jedzenie w pięknym otoczeniu, w fajnych ogródkach i soczystą roślinnością dookoła. Och, jak przyjemnie jest posiedzieć wieczorem w klimatycznych uliczkach Vejer! Mimo turystów, miałam poczucie takiej kameralności – wiem, brzmi jak oksymoron, ale atmosfera miasteczka jest naprawdę błoga 🧡

 
 

Kadyks

Jako że jest jednym z największych miast regionu, ze względu na położenie na półwyspie oddzielającym zatokę od oceanu, pełni też rolę miasta portowego. Nie bez kozery nazywane jest europejską Hawaną, bo rzeczywiście spacerując (dużo cienia w wąskich ulicach!) przez place, kościoły aż po starówkę, można odrobinę poczuć się jak w kubańskiej stolicy 😉 Poza tym, mamy tu ciekawą miejską plażę z pięknym popołudniowym słońcem i palmy, palmy, palmy! Nieopodal znajdziemy zachwycający, dość ekscentryczny bujny park Genoves z zacienionym placem zabaw i ławeczkami – naprawdę robi wrażenie surrealizmu jakby muśniętego ręką Salvadora Dali. Jakby tego było mało, na strudzonych małych podróżników czekają pyszne, lokalne miejscówki z przystawkami niespotykanymi nigdzie indziej, w szczególności z owocami morza i rybami w rolach głównych. Mniam!

 
 

Jedzenie słońcem przepełnione

Jak już jesteśmy w temacie jedzenia, to właśnie ono zasługuje na osobny akapit 😉 Naprawdę mnóstwo przepysznych dań spróbowaliśmy na Costa de la Luz! Pośród bajecznego andaluzyjskiego jedzenia nie sposób nie wymienić zup salmorejo czy gazpacho, tradycyjnej paelli popijanej sangrią, a na koniec kawy z churros w czekoladzie. Specjalnością są też ryby i owoce morza przyrządzone na przeróżne sposoby – sardinas, rosada, kalmary, ośmiorniczki, chanquetes często są smażone w panierkach na głębokim tłuszczu i podane w wygodnej formie na tak zwany jeden kęs 🧡

Tarifa

Dla mnie to zawsze jakby prawie mistyczne przeżycie – miejsce, w którym spotykają i przenikają się dwa akweny. To tutaj Morze Śródziemne wita się z Oceanem Atlantyckim 🧡 Jako że jest to najbardziej na południe wysunięte miejsce kontynentalnej Hiszpanii, widać stąd już Maroko oddalone o zaledwie 14km od hiszpańskiego wybrzeża, a przy dobrej pogodzie nawet światła afrykańskiego miasta Tanger. W porcie i okolicach możemy podziwiać ruiny starożytnego miasta, odpocząć na pobliskiej plaży i oczywiście przejść się słynną promenadą pomiędzy morzem i oceanem. Do tego warto odwiedzić knajpę, w której stołują się sami lokalsi – dosłownie byliśmy tam jedynymi turystami! Proste jedzenie, podane jak w domu, gwar rozmów i śmiechu powodują, że czujesz się w tym barze jak na jakiejś domowej imprezce w środku dnia 😉

Na koniec smaczek – Fundacion NMAC

Bardzo blisko Vejer de la Frontera znajduje się „z lekka” creepy miejsce. Już na wjeździe wita nas tabliczka wskazująca liczbę osób, które zginęły w tym miejscu, czytaj: popełniły w tym lasku/parku i okolicy samobójstwo. Niemniej, pomimo swojego dziwnego, odrobinę przepełnionego niepokojem charakteru, jest to miejsce na pewno bardzo ciekawe, inspirujące i fotogeniczne. W samym lesie znajduje się biletowane muzeum sztuki współczesnej nie tylko inspirowane naturą, ale istniejące z nią wręcz w totalnej symbiozie. W zasięgu 1,5-godzinnego spaceru na świeżym powietrzu, pośród zieleni i pięknych zapachów, mamy zatem zjawiskowe miejsce, w szczególności dla fanów sztuki. Warto odwiedzić je o poranku, kiedy to upały nie dają się jeszcze we znaki, a cień przynosi ukojenie. Uczta dla zmysłów w chłodzie i z drobną infrastrukturą typu toalety, kawa, napoje!

 
 

Costa de la Luz to miejsce położone rzut beretem od bardziej komercyjnego, turystycznego Costa del Sol czy choćby Portugalii i dobre choć na krótki wypad do Gibraltaru. Polecam je wszystkim spragnionym wakacyjnego relaksu, luźnej letniej atmosfery, pięknych widoków i pysznego jedzenia 🧡 Oczywiście jak zawsze, zachęcam do wyjazdu poza głównym sezonem 😉 Lecimy?

 
 
 

Nie przegap nigdy żadnego artykułu - newsletter czeka na Ciebie :)

 
 
 

A już teraz zaplanuj ze mną swoją podróż

Previous
Previous

Kuba z dzieckiem

Next
Next

Santorini - moje wielkie greckie wakacje!